Gdy Charlie stanął już na powierzchni księżyca, pierwsze o czym pomyślał było:
— Czy mapa otrzymana od Paula jest prawdziwa? Czy to nie jest znowu dowcip jak wtedy, gdy poszukując złotego cielca poleciał aż na Sanotuary do groźnych Maulów.
Teraz otrzymał plan jeszcze starszy niż przed lotem do Maulów, ale to nie gwarantowało jego autentyczności.
Przed lotem na księżyc Paul objaśnił Charliemu wszystkie szczegóły natury technicznej, ale nie powiedział jak czytać mapę. Charlie przez cały czas trwania lotu głowił się: jak interpretować zgrubienia na ścianach korytarzy, dziury w powierzchni księżyca czy literki T, od których aż rojno było u dołu mapy. Przy użyciu pokładowego komputera odpowiedział na niektóre nurtujące go pytania. I tak:
Literki T to tajemnicza siła przenosząca w najmniej spodziewane miejsca, lecz niekiedy przydatna w podziemnej podróży:
Dziury to włazy do podziemi księżycowej budowli, czyli drzwi do wymarzonego skarbu;
zgrubienia na ścianach to możliwe przejścia, które trzeba pokonać samemu albo raczej przy pomocy KRETA.
— Kreta? — zdziwił się Charlie - skąd Kret na księżycu? To dobre na Ziemi lub Herkulesie w mgławicy Kraba, ale nie tu.
Myślał dużo na temat Kreta i doszukał się nawet wzmianki o nim na mapie, ale nadal coś było nie tak.
— Znaleźć Kreta na tej kamiennej pustyni to nie takie proste. Tu z pomocą przyszedł mu pokładowy komputer informując o istnieniu małych kretopodobnych stworków zamieszkujących i żywiących się podziemnymi skałami krystalicznymi.
Charlie pomyślał:
— Taki stworek może być przydatny. Wypuszczę go pod ziemią, a on wygryzie mi przejście do następnej komory. Niezłe, tylko trzeba złapać tego skrzata, a to nie takie proste.
Myślał i myślał aż wymyślił (akurat wymyślił: przeczytał to w teletekście wydawanym przez kosmicznych myśliwych). Pułapkę na te małe zwierzaki.
Wysiadając z rakiety rozmyślał jeszcze jak znajdzie osiem kryształków, które musi donieść do Monolitu, aby ten stał się największym skarbem w galaktyce. Żeby tylko nie zapomnieć, że wszystkie diamenty muszą być takie same.
— Jak teraz złapać Kreta — pomyślał — mimo pułapki, to też nie jest bagatela.
Po krótkim treningu doszedł do wniosku, że ustawi się u stóp krateru i skoczy, gdy tylko zwierzątko wychyli łepek.
Złapał jednego Kreta i oswoił. Nazwał go Żarłokiem, bo mały stworek zjadał wszystko co było kamieniem i leżało w zasięgu wzroku.
Z nowinek technicznych, Charlie zabrał ze sobą antenę antytepolertacyjną jako broń przed nieznaną siłą. Oczywiście nie zapomniał też o dezintegratorze jako skutecznej broni przed wszystkim co miałoby ochotę z nim powojować.
Przed wyprawą przyjaciele mówili:
— Charlie, wielu już tego próbowało, ale nikt nie wrócił żywy. Krążą wieści o „Duchu Starego Kosmonauty" pilnującym skarbu.
Charlie nie słuchał plotek, ale gdy będąc tam, na dole zobaczył zjawę, zmienił zdanie o od tej chwili miał się na baczności.
Zaczął uważać na „kwiaty", „glisty", „misie", „ptaki" inne straszydła mieszkające tam, na dole i nie zważające na dezintegrator czy antyteleport.
Po pierwszych zmaganiach z podziemnymi widmami Charlie doszedł do wniosku, że znaleźć osiem jednakowych kryształków to błachostka, zebrał je, odnalazł Samotny Monolit i odleciał z księżyca jako najbogatszy android w galaktyce.
I Wy, choć jesteście tylko ludźmi, też macie szanse. Radzę spróbować.
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Charlie (Mapa).