Nie jestem zwolennikiem szperania w instrukcji — być może jest to sprawa „pirackich" nawyków. Więc instrukcja do gry leżała. A ja w tym czasie (ambitnie, nie powiem) z iście żółwią prędkością odkrywałem kolejne zalety programu. Mój zachwyt jednak przeradzał się często w krańcową wściekłość, a to z jednego, istotnego powodu: liczba udanych posunięć dążyła do zera.
Przełomem stało się wgryzienie w instrukcję. Nie dość, że uzmysłowiła mi kilka genialnych rozwiązań autorów (np. możliwość definiowania najczęściej używanych słów pod dowolnymi klawiszami), to jeszcze dała komplet rad potrzebny do zakończenia mordęgi mojej, komputera i głównego bohatera gry.
Pomoc była wprawdzie po angielsku i do tego zaszyfrowana, ale jak mówi przysłowie...
Gra jest nowatorska pod dwoma względami. Po pierwsze, dość niecodzienny, a przez to wielce interesujący, jest problem samej fabuły. Otóż pierwszy z bohaterów znajduje się w Krypcie. Przykrość polega na tym, że szaleje w niej ogień, wyjście jest zablokowane i uratować go nie można (autorzy gry podkreślają to w co drugim zdaniu). Jego zadanie polega na tym, by uratować jak najwięcej przedmiotów — przydadzą się one drugiemu z bohaterów, który pojawi się wkrótce po zakończeniu fatalnego prologu.
Drugą świetną rzeczą jest logiczność programu. Dotyczy to zarówno języka i wydawanych przez nas komend, jak i dużej liczby dróg prowadzących do szczęśliwego zakończenia. Nie czuć dzięki temu skrępowania, które wywołują zwykle gry tekstowe. Komputera nie obchodzi, czy napisze się TAKE ALL, TAKE EVERYTHING czy też TAKE THE LOT — efekt będzie dokładnie taki sam. Bardzo fajne wydają mi się także te sentencje komputera, które precyzują nasze ogólne „bla-blanie". I tak, gdy każemy podnieść COŚ, a w komnacie tych COSIOW jest kilka, maszyna prosi nas o podanie konkretów lub zrezygnowanie. Gdy natomiast COŚ jest pojedynczy, komputer wykonuje nasz rozkaz, dodając grzecznie, co właściwie podniósł (pewnie COSIA!). Podobnie ma się sprawa z przemieszczaniem: po napisaniu zwykłego GO przedstawiona zostaje lista „otwartych" dróg (EXITS).
Prawdziwym rajem dla gracza jest MENU gry, zawierające w sobie (bagatela) 104 komendy. Na pierwszy rzut oka wydają się nieporozumieniem — samo zrozumienie istoty niektórych z nich przekracza moje siły (któż zna dyskretną różnicę między CLIMB, CLIMB UP/DOWN a CLIMB THROUGH, gdy tak naprawdę można używać ich wymiennie).
Opcja MENU jest jedną z kilkunastu pozycji w oknie, do którego wchodzimy po wciśnięciu klawisza ESC. Znajdziemy tam opcje pozwalające dowolnie „szastać" barwami ekranu, wielkością różnych okienek pomocniczych, rodzajem scrollowania tekstu itd. Ci, którym przeszkadza nawet rąbek od spódnicy, nie będą mogli pokręcić sobie nosem.
Gra opatrzona jest dość ubogą grafiką. Słabe walory graficzne są rzecz jasna usprawiedliwione typem gry, choć nawet w tekstówce przyjemnie czasem jest wcisnąć klawisz F1 by zobaczyć, w jakie to znowu tarapaty wpadł nasz bohater.
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Tektówka.