The Last Bounty Hunter to jedna z tych starszych gier, które choć dziś mogą się wydawać nieco archaiczne, kiedyś przyciągały uwagę graczy szukających niepowtarzalnego klimatu dzikiego zachodu i pełnych akcji wyzwań.
Akcja przenosi gracza na Dziki Zachód, gdzie wciela się w rolę tytułowego „ostatniego łowcy nagród”. Na naszej liście znajduje się czterech groźnych przestępców, których należy schwytać „żywych lub martwych”: Nasty Dan, El Loco, Handsome Harry oraz The Cactus Kid. Uzbrojeni w rewolwer, a niekiedy w strzelbę, wyruszamy na polowanie, pamiętając, że na każdym kroku musimy zachować czujność, by przeżyć. Dodatkowym wyzwaniem jest postać Wesa Flowersa, światowego mistrza szybkiego strzelania, który ochrania poszukiwanych przez nas bandytów. Czasami dochodzi do pojedynków z Wesem, które stanowią momenty pełne napięcia – w takiej chwili trzeba błyskawicznie przeładować broń i wystrzelić w odpowiednim momencie, gdyż spóźniony strzał oznacza śmierć.
Grafika w standardzie VGA może nie zachwyca już dziś, ale jak na tamte czasy była w sam raz, zwłaszcza dzięki profesjonalnym nagraniom wykonanym w Old Tucson Studios, miejscu znanym z kultowych westernów takich jak Tombstone, Geronimo czy Rio Bravo. Dzięki temu scenografia wygląda jak prawdziwe, stare, amerykańskie miasteczko, co wprowadza gracza w autentyczny klimat dzikiego zachodu.
Grę można kontrolować za pomocą myszy lub specjalnego GAMEGUNa, choć testowano ją głównie z myszką, która działa sprawnie – celownik porusza się po ekranie i pozwala namierzać cele, a kliknięcie lewego przycisku symuluje strzał. Każda broń wymaga przeładowania po sześciu strzałach, co wykonuje się, przesuwając celownik w prawy dolny róg ekranu i klikając prawym przyciskiem. Rozgrywka bywa wymagająca – konieczne jest zapamiętywanie miejsc, gdzie pojawiają się przeciwnicy. Czasami potrzeba nawet oddać strzał „na ślepo”, co może być nieco frustrujące i wydaje się zależne od szybkości karty graficznej.
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Ostatni łowca nagród.