Jak na rok 1999, Silent Thunder prezentował niespotykaną szczegółowość terenu – od bujnych, kolumbijskich dżungli, przez pustynie Zatoki Perskiej, po wodospady i plaże. Gra działała w rozdzielczościach 320x200 i 640x480, a nawet w tej niższej potrafiła wyglądać lepiej niż większość konkurencji. Na tle takich tytułów jak Flight Unlimited, Silent Thunder wyróżniał się ostrością detali i realistycznym odwzorowaniem środowiska – szczególnie w zbliżeniach. Sam A-10 prezentował się solidnie, choć nieco ustępował maszynom z Topguna.
Wizualne efekty to jednak nie wszystko. Twórcy zadbali o atmosferę pola walki: efektowne dymy po wystrzale Mavericka, realistyczne eksplozje, a zwłaszcza napalm, który robił szczególne wrażenie – nie tylko pod względem wizualnym, ale i emocjonalnym. Wybuchy przypominające te z Earthsiege II sprawiały, że niszczenie celów stawało się widowiskiem samym w sobie.
Oprawa dźwiękowa zasługiwała na osobne uznanie. Ścieżka dźwiękowa stworzona przez Loudmouth była różnorodna i dopasowana do poszczególnych misji – od mocnego rocka po etniczne motywy z arabskimi akcentami. Co istotne, muzyki można było słuchać jak z normalnej płyty CD. Dźwięki silników, odgłosy wystrzałów z działka Avenger czy odpalenie rakiet nadawały rozgrywce charakter i autentyzm.
Model lotu w Silent Thunder plasował się bliżej symulacji uproszczonej. Nie był może najbardziej realistyczny, ale dobrze oddawał charakterystykę lotu na małej wysokości, w jakim specjalizuje się A-10. Dla fanów symulacji typu USNF czy Marine Fighters był to wybór trafiony. Korzystanie z joysticka – szczególnie z funkcją rudderów – znacząco poprawiało kontrolę nad samolotem, szczególnie podczas lotów tuż nad ziemią. Gra wspierała różne konfiguracje sprzętowe, w tym popularny wówczas Microsoft Sidewinder 3D Pro, co czyniło ją elastyczną dla wielu użytkowników.
Tryby rozgrywki zostały zaprojektowane z myślą o różnych stylach gry. Quick Start dawał szybki dostęp do losowo wybranych misji, Fly One Mission umożliwiał wybór scenariusza i konfigurację uzbrojenia, a Campaign Mode – najbardziej wymagający – wymuszał przestrzeganie reguł bez opcji nieśmiertelności czy nieskończonej amunicji. Kampanie były prowadzone w trzech teatrach działań: Kolumbia, Zatoka Perska i Korea, a wybory gracza miały wpływ na kolejne misje – zniszczony most w jednej misji pozostawał zniszczony w kolejnej.
Warto wspomnieć o realistycznym podejściu do użycia uzbrojenia – gracz musiał nauczyć się, które bronie są skuteczne przeciwko jakim celom. Napalm nie działał na opancerzone cele, a Mavericki miały swoje ograniczenia. To wymuszało większe zaangażowanie w planowanie ataków i refleks podczas przełączania uzbrojenia, szczególnie w obecności obrony przeciwlotniczej.
Silent Thunder: A-10 Tank Killer II nie był grą bez wad – nieco uproszczony model lotu, brak drukowanego manuala czy możliwość nieumyślnego ostrzału własnych jednostek mogły irytować, ale były też częścią większego obrazu: gry, która celowała w równowagę między dostępnością a realizmem. Dla graczy, którzy nie oczekiwali nauki obsługi każdego przełącznika w kokpicie, a jednocześnie szukali emocji i immersji w starciach na niskiej wysokości – był to wybór trafiony.
Dziś, Silent Thunder pozostaje symbolem udanego kompromisu między symulacją a grą akcji. Dzieło Dynamix i Sierra, dzięki swojej oprawie, dopracowaniu i przemyślanej konstrukcji rozgrywki, zasłużenie zapisuje się w historii symulatorów jako jeden z kamieni milowych ery Windows 95.
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Cichy Grom.