Ocena: ( 9.17 / 10 )
Głosów: 6 Pobrano: 46 razy.
Na pytanie „Jaka gra powinna dostać remaka lub remaster” zazwyczaj wymieniane są relatywnie znane i dobre tytułu jak chociażby pierwszy Gothic. Ja natomiast uważam że lepiej odnawiać tytuły może i nie najlepsze (za to często trochę zapomniane) ale z ciekawymi i nieszablonowymi pomysłami. Jednym z takich tytułów jest The Devil Inside.
Wydany pod koniec 2000 roku siłami francuskiego Cryo tytuł na pierwszy rzut oka (a może nawet i drugi) wygląda na typowy klon Resident Evil. Podobnie jak w produkcji mistrzów gatunku z Japonii przemierzamy opuszczoną posiadłość pełną zleksza nieświeżego towarzystwa od którego protagonista odgania się siła ołowianych argumentów. Dave Cooper (postać którą sterujemy) w przeciwieństwie do Leona S Kenedy nie jest policjantem/agentem rządowym a gwiazdą reality show. I nie, nie jest to bohater z przypadku bo program w którym występuje (tytułowe The Devil Inside) polega na badaniu paranormalnych zjawisk.
Co ciekawe pomysł ma spore przełożenie na gameplay. Za Davem cały czas podąża kamerzysta (na szczęście nieśmiertelny) oraz drony transmitujące wszystko na żywo. Co więcej w trakcie zabawy można upiększyć ekran podglądem z tychże kamer. Kolejnym wyróżnikiem jest to że wydarzenia są komentowane bezpośrednio w studio przez prowadzącego program w którego rolę w polskiej wersji brawurowo wcielił się Jerzy Kryszak. Nadaje to całej historii klimatu czarnej komedii. Jedynie prostolinijna historia może stanowić rozczarowanie.
A jak się w to gra? W skrócie tak jak w każdego przedstawiciela gatunku. Znajdują się tu standardowe mechanizmy charakterystyczne dla takowych gier. Brak jednoczesnego biegania i strzelania? Jest. Zbieranie przedmiotów w celu rozwiązywania zagadek? Jest. Respawny umarlaków za plecami? Jak najbardziej. Mimo wszystko i tu Francuzi wpletli całkiem ciekawą mechanikę demonicznego alter-ego głównego bohatera.
Dev może bowiem zmieniać się w określonych punktach w Deve - sukkuba pochodzącego z głębin piekła. W przeciwieństwie jednak do np. takiego Sufferringa tryb demoniczny nie jest narzędziem totalnego zniszczenia. Deva ginie równie łatwo jak Dave. Różnice dotyczą zakresu dostępnych umiejętności, demonica zamiast broni palnej korzysta z magi. Zamiast zapasu amunicji pojawia się odnawialny zasób many a demoniczny ogień nie zadaje już obrażeń tylko odnawia pasek zdrowia.
Jednak twórcy nie ustrzegli kilku błędów i niestety psują one ogólny odbiór produkcji. Wiem że może nie wypada się czepiać miałkiego gameplayu od tak leciwej produkcji ale mimo wszystko brakuje czasami tu jakieś inwencji. Z kamerzystą jest za to związany mechanizm który za pierwszym podejściem zaskoczył mnie bardzo nieprzyjemnym bugiem. Mianowicie kamerzysta jest wyzwalaczem oskryptowanych wydarzeń. I o ile zginąć nie może to już zgubić się tak. Skończyło się to brakiem bossa na arenie i koniecznością powtarzania kilkudziesięciu minut zabawy. Dodatkowo wyraźnienie zabrakło inwencji na poziomy w środkowych partiach przygody. Zwiedzamy szaroburych piwnice by następnie trafić do szaroburych tuneli i finalnie odwiedzić szarobure jaskinie. Na szczęście początkowe oraz końcowe etapy są ciekawiej zaprojektowane.
Pomimo powyższych wad uważam jednak że jest to tytuł warty poznania. Przed wszystkim przez oryginalny pomysł i niepowtarzalny klimat. Brakuje obecnie gier z ciekawym i nietuzinkowym pomysłem na siebie. Dlatego zamiast po raz wtóry remasterować The Last of us warto byłoby odświeżyć tytułu które już nieco odeszły w zapomnienie.
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Resident Evil Show.