The Ninja Warriors (a w zasadzie The Ninja Warriors Again) jest grą typu beat 'em up, w wolnym tłumaczeniu idź-przed-siebie-i-lej-wszystko-co-się-rusza (przyp. red.). Recenzowana wersja na SNES jest śliczna, płynna, z dobrą i zróżnicowaną muzyką oraz sprawiająca masę satysfakcji z łojenia co się pod łapska napatoczy... ale po kolei.
Fabuła zarysowuje się następująco - w dystopijnej przyszłości światem rządzi niejaki "Banglar the Tyrant", okrutny cyborg dyktator, ni to gnom, ni to troglodyta - w każdym razie piorąca ludzkie mózgi paskuda. Po przeciwnej stronie barykady stoi niezłomny ruch oporu, który w bezskutecznej przez lata walce postanawia podjąć ostateczną próbę obalenia rządu i wysyła do walki... tak, zgadliście - ninja, ale nie byle jakie ninja, tylko androidy ninja z modułem autodestrukcji! (tego się nie spodziewaliście, co?)
Wcielamy się w rolę jednego z trzech androidów:
- Ninja (duh) - ważący 700 kg (to nie błąd) wojownik dzierżący nunchaku, wyposażony w silniki odrzutowe... bo inaczej nie oderwie się od ziemi.
- Kunoichi - stylizowany na kobietę android, zbalansowany pod kątem szybkości oraz siły. Do walki używa noży kunai, kopniaków, włosów... i w ogóle wszędzie jej pełno.
- Kamaitachi - tej wyposażonej w sierpy kostuchy nie chciałbym zobaczyć na swojej drodze. W jego wypadku nie siła, a szybkość zabija.
Postaci nie są powielonymi kopiami, gra każdą z nich choć podobna - jest inna. Dla przykładu nasz tytułowy, duży Ninja może podnieść przeciwnika i z nim pospacerować zanim nim rzuci, kiedy inni mogą to drugie. Tego samego nie można powiedzieć o przeciwnikach - różni ich głównie odporność na łupnie i wygląd. Co typ to ma unikalną zdolność czy atak, ale z reguły nie zdąży się nią nawet pochwalić.
Przeciwników na ekranie może być raptem 4-5 w jednej chwili, często stoją "jeden w drugim" ułatwiając łupanie. Łupać można również bossów, niezbyt wymagających, ale są miłym przerywnikiem. Osobiście bardzo lubiłem się wysilić na "filmowy" ich finish ze względu na zwolnione tempo i zatrzymaniu sceny po wyczyszczeniu ich paska zdrowia.
Graficznie i dźwiękowo trzyma poziom. Tła są ładne, często również ulegają zniszczeniu ich elementy jak poślemy przeciwnika w powietrze. Plansze są wystarczająco zróżnicowane, żeby zabawa nie polegała na kroczeniu wyłącznie w prawo. Raz należy unikać spadających z powietrza rakiet, innym razem musimy poczekać aż wentylatory przestaną się kręcić by móc przejść dalej (przeciwnicy nie czekają) czy walczyć w ciasnej windzie.
Gra jest prawdę mówiąc... łatwa. Nie mamy tu przesuwania się "w głąb" ekranu, jest tylko jedna płaszczyzna ruchu. Nasi przeciwnicy do zbyt agresywnych nie należą, można odnieść wrażenie że często czekają aż spuścimy im łomot. Z tegoż faktu nawet osoba niezbyt wprawna może przejść tę grę używając podstawowych ataków. Mimo wszystko ze względu na całokształt oprawy podziwianie destrukcji sprawia frajdę.
W dniu zamieszczenia recenzji - remake pod tytułem The Ninja Warriors Once Again można nabyć wyłącznie na konsoli Nintendo Switch, choć mam cichą nadzieję, że podobnie jak Wild Guns Reloaded - trafi również na inne konsole oraz PC.
Poza trybem kooperacji dla dwóch osób remake zawiera dwie dodatkowe postaci, ale polecam wam sprawdzić samemu... obie są "duże" ;)
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Bombowe androidy ninja.