Po kilku sekundach spędzonych przy SQIV zauważyć można istotną różnicę w porównaniu ze starszymi quest-ami; dochodzi się do słusznego wniosku, że forma i formuła gier Sierra On-Line zaczyna ewoluować. Gracz nie znający języka angielskiego nie musi już pocić się ze słownikiem w ręku nad przetłumaczeniem zdania „otwórz drzwi" — sprawę rozwiązały ikony.
Każda z ikon symbolizuje pewną czynność. Kierując kursor-rękę na dowolny przedmiot, podnosimy go, przesuwamy lub robimy z nim jeszcze coś innego. Oko oznacza wnikliwe przyjrzenie się, noskiem wąchamy, przy pomocy postaci poruszamy się, a buźką z dymkiem rozmawiamy. Jak widać, nie ma tu niczego skomplikowanego.
Największym problemem jest to, jak grać, aby wygrać. Pod tym względem w quest'ach nie zmieniło się nic. Zawsze były trudne i mam nadzieję, że takie pozostaną aż do ostatniego odcinka.
Pierwsze wrażenie po uruchomieniu gry jest bardzo dobre. Długa czołówka opatrzona wspaniałą muzyką i efektami dźwiękowymi płynącymi z Sound Blaster'a niewątpliwe wzbudza chęci do grania. Po dłuższym jednak czasie można się zdenerwować monotonnym i powtarzającym się bez końca BZYK, BZYK, BZYK. Sound Blaster na szczęście ma to do siebie, że można go ściszyć nawet, jeśli program nie daje takiej możliwości.
Grafika (oczywiście na VGA) daje powód do dumy pecetowcom — amiganci bledną z zazdrości. Istnieją też wersje Space Quest IV na EGA i Tandy, lecz... to już nie ta sama gra. CGA i Hercules natomiast zostały całkowicie pominięte — wypuszczanie osobnych wersji na te karty byłoby niedochodowe. Z kolei jedna wersja dla wszystkich kart jest zbyt pracochłonna.
Została wprowadzona dodatkowa opcja w operacjach dyskowych — DELETE. Jak można się domyślić, daje ona możliwość skasowania z dysku SAVEGAME-a bez wychodzenia do DOS-u. Nie jest to jednak jedyne udogodnienie. Dodatkowe opcje ściszania głosu, prędkości i ilości detali umieszczone są na jednym ekranie.
Teraz coś o samej grze. Ruchy postaci są płynniejsze niż w starszych wersjach quest'ów. Oprócz tego udogodnieniem dla użytkowników myszy są „inteligentne nogi" postaci — skierowana w jakieś miejsce dociera tam bez względu na to, czy musi iść najpierw w lewo, w dół, czy też przedzierać się przez labirynt krzeseł. Korzystając z tej możliwości trzeba się liczyć z tym, że ludzik może się w którymś miejscu zaciąć i będzie trwało chwilkę (dłuższą), zanim znów ruszy.
Ogólnie Space Quest IV sprawia dobre wrażenie, chociaż można mu zarzucić, że jest zbyt męczący. Dłuższe granie bez żadnej przerwy nie sprawia satysfakcji i jest bardzo nudne. Półśrodkiem jest rozwiązanie-wskazowka a satysfakcja po skończeniu gry przy jej pomocy niewiele mniejsza niż normalnie. Inną charakterystyczną cechą jest to, że błąd na początku wychodzi na jaw dopiero pod sam koniec i grę trzeba zaczynać od nowa — z pianą na ustach.
Grając w Space Quest IV nie zawiodłem się. W pełni sprostał on moim oczekiwaniom i tak samo, jak czekałem na niego, będę czekać na piątą część z tej serii.
Zobacz także:
Solucja
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Space Quest 4.