Ocena: ( 8.35 / 10 )
Głosów: 23 Pobrano: 292 razy.
Całkiem niedawno światło dzienne ujrzała gra Alone in The Dark: Illumination, czyli najnowsza część serii gier z gatunku survival-horror. Tytuł okazał się totalną klapą, ale jest to dobra okazja, aby powrócić do pierwszych odsłon i przypomnieć sobie jak to wszystko się zaczęło, natomiast dla osób nie znających poprzednich części poznanie jak wyglądało to 23 lata temu, kiedy narodził się Alone in the Dark i uznawany jest dziś za pierwszy adventure survival-horror jaki zawitał na naszych komputerach.
Alone powstał w roku 1992 za sprawą studia Infogrames, wydany został natomiast przez Interplay i bardzo szybko osiągnął wielki sukces na rynku growym stając się tym dla przygodówek czym Doom dla FPS-ów - był czymś zupełnie nowym, świeżym i oryginalnym pod każdym względem. Dzieło francuskich developerów wprowadziło odmienne podejście do gier przygodowych i pokazało, że zabawa nie musi kończyć się na zasadzie prowadzenia dialogów i zbierania przedmiotów, a jest także miejsce na elementy zręcznościowe, nowe rozwiązania graficzne czy straszenie gracza. I to właśnie te trzy elementy zostały rozwinięte w Alone in the Dark co oczarowało graczy i sprawiło, że produkcja ta na stałe wpisała się na karty growej historii. Osobiście jednak nie grałem nigdy wcześniej w część pierwszą serii dłużej niż 15 minut. Dopiero teraz, te 23 lata od premiery, ukończyłem grę w całości nie korzystając z żadnych pomocy w postaci solucji czy kodów.
Zacznijmy jednakże od początku... Gra wita nas w dość prosty sposób od logo firmy, następnie ekranu tytułowego, aż w końcu do słabego menu głównego składającego się z tylko trzech opcji: rozpoczęcie nowej gry, wczytanie zapisanego wcześniej stanu oraz powrót do DOS. Nie ma żadnych ustawień czy innych przydatnych rzeczy – wszystko to pojawia się dopiero po rozpoczęciu gry co wg mnie jest troszkę nie na miejscu – lata temu, kiedy miałem za słaby komputer zmuszony byłem oglądać bardzo spowolnioną animację na początku gry przez dobrych kilka minut, zanim udało mi się wejść w ustawienia i zmniejszyć poziom detali, ponieważ mój komputer nie pozwalał na granie z lepszą grafikę.
Po rozpoczęciu nowej gry pojawia się możliwość zagrania jednym z dwóch dostępnych bohaterów: Emily Hartwood lub Edward Carnby. Nie zastanawiając się długo wybrałem tego drugiego, jako, że mam sentyment do tego detektywa z innych części, a tej drugiej pani to nawet nie znam. Po wybraniu protagonisty przechodzimy do fabuły opowiedzianej w formie czystego tekstu. Trochę się zawiodłem, bo liczyłem na jakieś intro czy w ogóle coś bardziej oryginalnego, a dostałem tylko kilka stron napisów wyjaśniających o co się właściwie rozchodzi.
A mianowicie chodzi tu o samobójstwo popełnione przez Jeremy'ego Hartwooda, właściciela posiadłości zwanej Derceto w Luizjanie, które wydaje się nie być zwyczajnym odebraniem sobie życia, a czymś więcej. Gracz wciela się w detektywa Edwarda Carnby'ego lub Emily Hartwood (siostrzenicę zmarłego właściciela domu), aby zbadać sprawę. Tak więc jeden z bohaterów udaje się Derceto i kieruje swe kroki na strych, gdzie Jeremy się powiesił. Szybko jednak okazuje się, że dom jest nawiedzony przez wszelkiej maści demony z piekła rodem, które nie tylko nie pozwalają na opuszczenie budynku, ale chcą również odebrać życie nieproszonemu bohaterowi. Zadaniem gracza staje się więc walka o przeżycie, znalezienie odpowiedzi na pytanie "Co się tu właściwie dzieje?" oraz bezpieczne opuszczenie posiadłości.
Fabuła jak i cały klimat gry Alone in the Dark są inspirowane twórczością H.P. Lovecrafta i jego mitologią Cthulhu, co zauważy każdy kto zna choć częściowo dzieła tegoż pisarza już od pierwszych chwil spędzonych przy niej. Sam osobiście nie należę do fanów tego twórcy horrorów, jednak dla jego fanów będzie to wielkim plusem i na pewno warte dla nich będzie zapoznanie się z fabułą AITD. Do samej gry, po napisach opisujących sedno sprawy, wprowadza dość marne intro, w którym obserwujemy jak nasz protagonista idzie przez dziedziniec Derceto, wchodzi do domu, a następnie kieruje się na strych. Tam kontrolę przejmuje już sam gracz...
I muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się tego co zobaczyłem na ekranie monitora. Już po pierwszych dwóch minutach rozgrywki stwierdziłem, że gra jest trudna i obawiałem się, że tak zostanie do końca - nie pomyliłem, a wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej. Tu naprawdę trzeba myśleć co się robi i zastanawiać się nad każdym kolejnym krokiem. Bardzo szybko się ginie, a demony nie dają za wygraną - możesz czuć się bezpiecznie zamknięty w małym pokoiku, gdy nagle przez okno za plecami wskoczy do ciebie inna kreatura. Alone in the Dark wymaga stalowych nerwów i to widać od samego początku. Gracz nie jest jednak bezbronny, bo może walczyć za pomocą broni białej (miecze, szable) oraz dystansowej (rewolwer, strzelba), a nawet za pomocą własnych pięści i nóg. Ba, w chwilach kryzysowych może nawet rzucać zbędnymi przedmiotami w potwory, jednakże i tak zazwyczaj najlepszym wyjściem jest ucieczka i szukanie bezpiecznego schronienia, co uważam za bardzo duży plus, bo dzięki temu walka stanowi dodatek do przygody, a podczas rozgrywki czuje się ten dreszcz, emocje i ma się poczucie, że hordy demonów mają nad nami przewagę, tym bardziej, że środków leczących jest tu bardzo mało, więc każdy udany atak potwora zostawia poważne uszczerbki na stanie zdrowia naszego bohatera.
Alone jest grą z gatunku przygodówek w klimacie survival-horror, warto więc wspomnieć o elementach najważniejszych dla tego gatunku. Na pierwszy ogień zagadki... Te nie należą do skomplikowanych, zazwyczaj chodzi o użycie czegoś na czymś, przesunięciu jakiegoś obiektu, przeniesieniu przedmiotu z punktu A do punktu B, itp. Ogółem normalna sprawa dla gier przygodowych, ich poziom nie jest też jakiś wysoki i dość łatwo domyślić się co do czego służy, a nawet jeśli gdzieś byśmy się zablokowali to można próbować metody wszystko na wszystkim, choć ja sam miałem taką sytuację tylko raz i powodem było coś innego - ograniczony ekwipunek naszego bohatera - przez co wyrzuciłem złamaną szablę uznając, że już mi się nie przyda i utknąłem na blisko godzinę zanim znalazłem co mam zrobić dalej. Ograniczone miejsce w plecaku uważam jednocześnie za wadę i zaletę całej gry - niby dobrze, że jest, bo czyni to AITD produkcją trudniejszą i bardziej wymagającą skupienia, z drugiej jednak strony przydałaby się tu jakaś skrzynia lub inne miejsce, gdzie zbędne przedmioty dałoby się schować. Niestety gracz zmuszany jest do porzucenia ekwipunku w dowolnym miejscu, co może później skończyć się przeszukiwaniem wszystkich pomieszczeń w celu znalezienia wyrzuconej rzeczy, która akurat okazała się być potrzebna. A przedmiotów jest naprawdę dużo przy czym spora ich ilość do niczego się nie przydaje, co jeszcze mocniej utrudnia sprawę. Sporą część ekwipunku zajmować mogą różne księgi i listy, z których dowiadujemy się cennych informacji i poznajemy historię posiadłości i wydarzeń z nią związanych, nie ma tu prowadzenia żadnych dialogów - przez całą grę gracz nie spotyka żadnej postaci, z którą mógłby zamienić choćby słowo! W nawiedzonym domu jesteśmy zupełnie sami (nie licząc duchów i demonów) i musimy sobie radzić bez niczyjej pomocy. A co z klimatem i strachem? Tego pierwszego nie brakuje - to widać i czuć, że jesteśmy w wielkim, starym, wiktoriańskim domu, w którym czyha na nas coś złego. Jest bardzo dobrze, wrogowie są silni i dają się we znaki wiele razy. Ze strachem jest już nieco gorzej, gdyż praktycznie go nie ma. Gra straszyła 23 lata temu i to naprawdę mocno, warto wspomnieć chociażby komentarz Martineza w drugim numerze Secret Service - "Nie graj po 24, bo znajdą cię nieżywego!" Dzisiaj jednak nikt raczej nie przestraszy się tego wszystkiego, gra zestarzała się i to robi swoje. Warto wspomnieć jednak czym Alone in the Dark stara się straszyć. A mianowicie jump-scenkami w postaci wskakujących bestii przez okno, narastającą muzyką gdy zbliża się zagrożenie czy po prostu szeregiem dziwnych odgłosów dochodzących z różnych części domu.
Pora opowiedzieć nieco o grafice, która jest kolejną mocno stroną AITD, choć widać po niej, że gra ma swoje lata. Tła stanowią dość dobre, ręcznie malowane bitmapy przedstawiające różne pomieszczenia domu, korytarze, podziemia, itp. Wykonane zostały dobrze, są kolorowe, ale jednocześnie mroczne i podkreślają klimat opuszczonej posiadłości. Na tła naniesiono natomiast trójwymiarowe obiekty w postaci głównego bohatera, przedmiotów czy przeciwników i tu sprawa wygląda już gorzej - są one kanciaste, w większości przypadków pozbawione tekstur i zdarzają się pewne błędy, jak np. zanikanie pojedynczych fragmentów modeli, itp. Nie przeszkadza to, choć czasem można uśmiechnąć się z politowaniem nad jakością wykonania poszczególnych obiektów i dotyczy to głównie przeciwników, jednakże nie będę się czepiać, gdyż gra w 1992 roku wyciskała siódme poty z komputerów i robiła nie małe wrażenie na graczach, w szczególności nietypowe umieszczenie kamer śledzących nasze poczynania. Złego słowa nie powiem również na animacje, które są bardzo płynne i zróżnicowane, choć momentami pokraczne. Inną sprawą jest strona dźwiękowa gry, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie - muzyka włącza się, gdy coś się zaczyna dziać i brzmi bardzo dobrze, kroki niosą się echem po korytarzu, potwory wydają nieludzkie jęki, drzwi skrzypią... Wszystko to brzmi naprawdę dobrze.
Teraz sprawa mniej przyjemna - sterowanie, które jest bardzo toporne. Co prawda używamy tylko kilku klawiszy do grania, ale wszystkie akcje do wykonania są dość skomplikowane. Już samo bieganie potrafi sprawiać trudności - wymaga wciśnięcia dwukrotnie strzałki w górę (pojedyncze wciśnięcie to powolne chodzenie). Niby nic, ale w praktyce wygląda to tak, że czasem postać w ogóle nie chce biec, a gracz ciska ten klawisz bez skutku. Enter odpowiada za otworzenie menu akcji i ekwipunku - tu wybieramy co chcemy zrobić, a swoje poczynania potwierdzamy podczas gry spacją. Wygląda to następująco: wchodzisz do menu, wybierasz opcję szukaj lub otwórz, wracasz do gry podchodzisz do jakiejś szafki lub skrzyni, wciskasz spację i dopiero łaskawie ta się otwiera. To samo dotyczy takich rzeczy jak pchnięcie jakiegoś przedmiotu czy nawet skakania! Całość potrafi być męcząca, autorzy mogli lepiej to rozplanować, bo granie w taki sposób sprawia bardzo duże trudności. Już od samego początku miałem problemy z przesunięciem zwykłej szafki, aby zasłonić okno - podchodzę, próbuję ją pchnąć idąc na nią, ale nic się nie dzieje, bo trzeba wejść do menu, wybrać opcję "pchnij" i wcisnąć spację. Co ciekawe w dalszej części gry niektóre przedmioty dało się poruszyć bez tego. Nie jest to wygodne i mocno utrudnia zabawę.
Po wciśnięciu escape przechodzimy do menu samej gry, gdzie znaleźć można kilka opcji: włączenie lub wyłączenie dźwięku i muzyki oraz zmiana detali z niskiej na wysoką i odwrotnie. Ta ostatnia jednak nie wiele zmienia, a jedynie wyłącza rzadko pojawiające się tekstury na modelach 3D, choć i to potrafiło poprawić płynność animacji na słabych komputerach lata temu. Jest także opcja zapisania i wczytania stanu gry i tu sprawę rozwiązano w najprostszy sposób z możliwych: kilka slotów i zapisywanie w dowolnym momencie, co niektórym może ułatwić rozgrywkę. Osobiście wolę rozwiązania takie jak w późniejszych grach, m.in. Resident Evil czy Silent Hill, gdzie miałem odpowiednie punkty zapisu i tylko w nich mogłem tego dokonać. Gra nie jest jednak długa, mi zajęła łącznie 4 godziny, przy czym na długo zaciąłem się w jednym momencie i nic nie mogłem zrobić. Uważam to i tak za wynik bardzo dobry - Alone nie jest zbyt długi, ale po jego ukończeniu nie czuje się niedosytu, a zakończenie wygląda bardzo dobrze i ogląda się je z uśmiechem. Podczas rozgrywki natknąłem się jednak na pewien błąd - otóż przypadkowo zdarzyło mi się dotknął ducha w sali balowej, a ten zaczął mnie ścigać, całości towarzyszyła złowieszcza muzyka i drżenie obrazu. Udało mi się uciec, muzyka ustąpiła, ale drżenie już nie i tak niemal do końca gry musiałem patrzeć na skaczący obraz, co dość mocno przeszkadzało, szczególnie w miejscach, gdzie należy chodzić po wąskich pomostach. Zdarzyło się to tylko raz i ustąpiło tuż przed samym końcem gry, ale jednak do tego czasu dość mocno utrudniło rozgrywkę.
Aby jednak dłużej nie przeciągać przejdźmy do podsumowania. Alone in the Dark to naprawdę bardzo dobra gra przygodowa z mocnym klimatem - wciąga na długo i trudno się od niej oderwać zanim nie ukończy się całości. Wymaga stalowych nerwów, bo poziom trudności jest bardzo wysoki, a autorzy cały czas podkręcają go z minuty na minutę. Trzeba mieć do tej produkcji bardzo dużo cierpliwości - często i szybko się ginie, a sterowanie jest dość trudne i sprawia problemy.
Polecam Alone in the Dark każdemu, kto lubi wymagające przygodówki w klimatach horroru. Szczególnie fani H.P. Lovecrafta poczują się jak w domu, szczególnie im polecam zaznajomić się z grą. Zabawa jest świetna, trzeba jednak przyzwyczaić się do pewnych niedociągnięć i przymknąć oko na fakt jak produkcja francuskiego Infogrames się zestarzała. Ja bawiłem się świetnie, ukończyłem w całości i nie uważam tego czasu za zmarnowany, czego nie spodziewałem się przed rozpoczęciem zabawy. Warto poświęcić kilka godzin na pierwszego AITD, fani serii i horrorów powinni być zadowoleni, fani przygodówek też nie znajdą wielu powodów do narzekania, bo fabuła wciąga i to bardzo.
Na zakończenie dodam, że grę ukończyłem tylko raz - jako Edward Carnby. Uruchomiłem jednak na moment ponownie, aby zobaczyć jak wygląda granie drugą postacią, czyli Emily Hartwood i nie dostrzegłem żadnych różnic poza wyglądem sterowanego bohatera - sterowało się tak samo, biegało z tą samą szybkością, występowały te same zagadki i te same przedmioty. Tak więc nie ma znaczenia kogo się wybierze, gra wyglądać będzie tak samo.
Ocena: 8/10
Plusy:
+ fabuła i klimat inspirowane twórczością H.P. Lovecrafta
+ świetny scenariusz
+ wysoki poziom trudności
+ wymaga skupienia i cierpliwości
Minusy:
- kilka niedociągnięć
- sterowanie
Zobacz także:
ALONE IN THE DARK
Solucja
Alone in the Dark
Sam w ciemności
alone in the dark
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Alone in The Dark.