DZIEŃ 1
Doctor Cobble i Andrew Carlington byli już na miejscu i czekali na moje przybycie. Bagaże dowieziono i powozem udaliśmy się do domu. Burmistrz zadawał zbyt wiele pytań, więc dawałem mu dyplomatyczne odpowiedzi. W swoim pokoju odnalazłem na komodzie diariusz Boleskina, który bez zwłoki przejrzałem. Wspominał o młodym, wiejskim chłopaku, który poprowadził naukowca do sekretnego miejsca, gdzie działy się niesamowite rzeczy. Skoro miał 12 lat w roku 1834, to gdyby żył teraz, miałby lat 88. Postanowiłem to sprawdzić w archiwum miejskim. Przed wyjściem przeczytałem telegram od mojej firmy, informujący o konieczności kupienia na miejscu światłoczułych płyt do fotoaparatu.
W archiwum natknąłem się na wchodzącego urzędnika. Na figurce w przedpokoju przypięta była wydarta kartka z diariusza Boleskina, z ręczną notką o prawdzie śpiącej pod pozorami. Pan Thobias Jugg dziwnym trafem wiedział, jak się nazywam. Wyjaśniłem cel mojej wizyty, porozmawialiśmy o dobrych książkach, Jugg zacytował Shakespeare'a. Siadłem przy rejestrze urodzeń. Były tylko trzy nazwiska osób jeszcze żyjących odnotowane tamtego roku: Curtis Hambleton, William Coldstone i Thomas Greenwood. Ponownie zagadnąłem Jugga. Przyznał się do posiadania dokumentów o dziwnych legendach dotyczących Illsmouth. Umówiliśmy się na spotkanie później. Kiedy mój rozmówca wyszedł z pracy, wróciłem do jego gabinetu. Przeszukałem szafki, zabierając szkło powiększające. Z nim udałem się do domu Jugga. W holu zauważyłem oryginalny sztucer Boleskina, na którym widniała mała, niewyraźna inskrypcja zawierająca nazwiska i zatarte symbole, niewspomniane w diariuszu.
Udałem się do pierwszego podejrzanego. Po drodze wstąpiłem do sklepu. Jakiś klient odszedł od kontuaru i stanął nieopodal, w odległości wystarczającej do podsłuchania mojej rozmowy. Sprzedawcę poprosiłem o płytki światłoczułe, by - skłamałem - sfotografować piękną okolicę.
Coldstone udawał, że nie ma go w domu, mimo iż widziałem go wchodzącego. Greenwood okazał się być ślepy i głuchy w wyniku wypadku tuż po urodzeniu. Ostatnią szansą był Hambleton. Pożyczyłem sobie drabinkę linową leżącą przed jego domem i wszedłem do środka. Wyglądało tu jak w chlewie. W kącie na swoim barłogu spał mężczyzna. Bliższe spojrzenie ujawniło nienaturalną budowę jego rąk. Obudziłem go, by porozmawiać o Boleskinie. Wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtej nocy, kiedy poprowadził naukowca do krzyża w lesie. Odmówił jakiejkolwiek pomocy i niewybrednymi słowami wyprosił mnie z domu.
Przechodząc przez rynek, napotkałem grupę Cyganów. Napastował ich bez powodu miejscowy policjant, sierżant Baggs. Kiedy przypomniałem mu o równych prawach wszystkich, kazał mi się wynosić i na przyszłość nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Po nieprzyjemnym incydencie wróciłem do domu. Z podróżnego kufra wyjąłem autentyczny rysunek Boleskina, kupiony przez moją firmę na aukcji Christie's. Zabrałem też starą mapę. Z komody na oknie wyjąłem watę oraz spirytus. Rysunek położyłem na biurku, nasączyłem watę i starłem nią powierzchnię obrazka. Pod spodem ukryta była wskazówka prowadząca do miejsca położenia krzyża. Teraz rozłożyłem na stole mapę. Zaznaczyłem domniemaną pozycję w konstelacji Searcher. Zadowolony ze swojej pracy poszedłem odpocząć w Tawernie pod Martwym Koniem. Spotkałem tam dra Cobble. Jako możliwego przewodnika wskazał latarnika Nathana Tylera, ale prosił, bym był ostrożny. Przy barze porozmawiałem z rybakiem, Thomasem Bishopem. Rozmowę przerwało wejście człowieka, którego szukałem. Zażądał umiarkowaną cenę za swoje usługi. Nabrałem podejrzeń, więc powiedziałem, że przemyślę sprawę.
Do wnętrza lokalu, wybijając szybę, wleciał kamień. Na zewnątrz toczyła się bójka. Dwóch drabów obtłukiwało młodego chłopaka, Wilbura Webstera. Podniosłem z ziemi bicz i przyłożyłem draniom. Obiecali krwawą zemstę, ale odeszli. Odprowadziłem Wilbura do lekarza. Czekając na wynik kuracji, porozmawiałem z jego córką, urodziwą panną Mary Mathews. Jej ojciec wyszedł po chwili i zaproponował mi skorzystanie ze swojej ciemni fotograficznej. Wilbur w podziękowaniu obiecał oprowadzić mnie po lesie tego wieczora. Wróciłem do domu, by wziąć swoje rzeczy: aparat, statyw, obiektyw i lampion. Gdy przyszedłem na umówione spotkanie, Wilbur już tam był. Pomógł mi nieść statyw. Sobie tylko znaną metodą odkrył starą ścieżkę, pokazał mi, gdzie jest krzyż, po czym poszedł do domu. Niestety zabrał ze sobą statyw. Musiałem schodzić cały las, by znaleźć trzy patyki oraz pnącze. Z tych przedmiotów ustawiłem prowizoryczny statyw, zamontowałem na nim aparat. Wykonałem wszystkie trzy zdjęcia. Poszedłem nieco dalej, dzięki wiewiórce trafiłem przypadkiem na ukrytą ścieżkę.
Natknąłem się na kamienny krąg, wewnątrz którego indiański kapłan odprawiał koszmarny rytuał. Wokół niego dostrzegłem twarze wielu poważanych mieszkańców Illsmouth. Schowałem się prędko za jednym z drzew. Mimo to po chwili mnie dostrzegli. Chwyciłem kartkę, którą przywiał mi pod nogi wiatr i zacząłem uciekać ile tchu w piersiach. Nie oglądając się za siebie dobiegłem pod dom. Z wycieńczenia padłem na schody. Ostatnie co pamiętam, to głos Indianina ostrzegający, że za dwie noce Cthulhu wróci i będzie rządził światem.
Zobacz także:
Zapowiedź
Solucja - Dzień 2
Solucja - Dzień 3
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Solucja - Dzień 1.