DZIEŃ 2
Ocknąłem się dopiero następnego dnia. Przy mnie był dr Cobble. Zalecił udać mi się do dra Mathewsa, by odebrać pigułki na serce. Nie uwierzył w moją historię, zapewne myśląc, że jeszcze majaczę. Ubrałem się, wziąłem ze stołu receptę i udałem się do apteki. Nie mogłem doczekać się wywołania zdjęć. Wszedłem do laboratorium, zabrałem odczynniki i poszedłem z nimi do ciemni. Zgasiłem światło. Delikatnie włożyłem wszystkie płytki do wanienki. Najpierw wlałem dwa chemikalia wywoływacza: HYDROQUINONE, METOL. Później sporządziłem roztwór utrwalacza: BENZINE CHLORATE oraz CHROMOGENOUS. Moje serce nie wytrzymało widoku na jednym ze zdjęć. Wypuściłem z rąk płytkę. Resztką świadomości zrozumiałem, że stłukłem jedyny dowód fenomenu w Illsmouth. Gdyby nie doktor, pewnie nigdy bym nie odzyskał przytomności. Na wszelki wypadek zabrałem ze sobą pigułki.
Udałem się do Jugga, by podzielić się moimi odkryciami. Tknęło mnie złe przeczucie, kiedy z drzwi wyszedł mężczyzna w długiej pelerynie z kapturem zakrywającym twarz. Poszedłem za nim do sklepu. Wziąłem klucz, który zostawił na kontuarze i otworzyłem nim drzwi wejściowe domu Thobiasa. Na dywanie dostrzegłem ślad krwi, niemy zwiastun tragedii. Wziąłem po kolei statuetki: ze stołu, z szafki w następnym pokoju i z gabloty z motylami. W pokoju Jugga odsunąłem dywan. Wyjąłem spod niego klucz. Kiedy trzy statuetki położyłem na miejsce trzech książek, szafy rozsunęły się, odsłaniając przejście do tajnej biblioteki. Znalazłem tam konającego Thobiasa Jugga. Podałem mu do odcyfrowania papirus zdobyty przy kamiennym kręgu. Kartka obwieszczała nadejście Cthulhu, boga sprzed eonów, kiedy człowiek nie rządził jeszcze światem. Przez prastare inkantacje ta potworna istota może być przywołana przez portal. Pewni ludzie, całe rodziny, za cenę nieśmiertelności zgodzili się to wykonać. Dogodna konfiguracja astralna zbieżna była z przejściem komety Halleya.
Przeczytałem leżącą na stole książkę, po czym odłożyłem ją na miejsce. Zabrałem ze stołu list wskazujący człowieka, mogącego mi pomóc. Gdyby ktoś mnie zobaczył wychodzącego teraz z tego domu, z pewnością zostałbym oskarżony o morderstwo. Dlatego wróciłem do domu chyłkiem, drogą przez rynek. Dopiero tam przeczytałem ostatnie słowa Thobiasa.
Wybrałem się na pocztę. Dowiedziałem się od urzędniczki w okienku o mieszkającym na piętrze panu Underhousie. Okazał się on specjalistą od Indian. Wyjaśnił mi kulty, obrzędy szczepów. Wspomniałem mu o kamiennym kręgu. Było to stare cmentarzysko indiańskie, a czarownik, który mnie gonił, zmarł siedemdziesiąt lat temu. Underhouse wyjawił, że pamiętnik zawierający szczegółowy opis źródła klątwy ciążącej na Illsmouth, znajduje się w sejfie u Arlingtona. Kombinacja otwierająca sejf ma podobno coś wspólnego z Biblią.
Widziałem kiedyś Biblię u starszej panny Picott. Poszedłem więc do sklepu, by znaleźć jakiś drobiazg dla niej, a przy okazji kupić kolejny komplet światłoczułych płytek. Wybrałem medalionik, który wręczyłem sędziwej dewotce. W podziękowaniu pozwoliła mi pożyczyć Biblię. Teraz mogłem złożyć wizytę u burmistrza, po drodze spotkałem Bishopa i umówiliśmy się na późniejszą porę. Urzędnik w radzie miejskiej miał właśnie przerwę, ale wymyśliłem jakąś historyjkę. Sejf był za obrazem, otworzyłem go numerem strony Apokalipsy św. Jana (345). Przeczytałem straszną historię Jonasa Hambletona i włożyłem pamiętnik z powrotem. Poza tym z sejfu wyjąłem opakowane cygaro, wewnątrz którego był kwitek pocztowy.
Poszedłem na pocztę, odebrać paczkę adresowaną na Wilbura Hambletona. W środku była peleryna. Przebrałem się dyskretnie, stojąc za studnią. Strażników przy bramie przywitałem nieartykułowanym chrząknięciem, po czym kulejąc wszedłem na teren latarni. Drzwi były zamknięte na klucz, ale dostałem się do okna przy pomocy drabinki linowej. Na szczycie znalazłem zegar słoneczny. Po wciśnięciu guzika ujawnił się schowek ze skrzydłami. Z lampionu wyjąłem świeczkę. Położyłem ją na ziemi i przy pomocy ustawionego do światła szkła powiększającego zapaliłem. Woskiem wzmocniłem skrzydła. Przed wzbiciem się w chmury usłyszałem, jak wyłamywane są drzwi.
Wylądowałem w lesie, prosto w obozie cygańskim. Wróżbitka w swej kryształowej kuli ukazała zmarłego Alistaira Boleskina. Wyjaśnił mi on, na czym polega kult Cthulhu i jak go zniszczyć. Była już noc, kiedy dotarłem do apteki, pod którą stał Bishop. Poprosiłem go o klucz do cmentarza, żeby zobaczyć grób Jugga. Przeszukałem nekropolię, znajdując łom i linę. Wtedy poszedłem do krypty Jonasa. Łomem wyważyłem kratę, za pomocą liny zszedłem w dół do labiryntu podziemi.
Pamiętam, że pierwsze drzwi otworzyłem, kładąc na postumentach dwie czaszki. W niektórych komnatach były płyty, po naciśnięciu których otwierała się umiejscowiona nieopodal krata. Przy pewnym rozgałęzieniu zamieniłem miejscami statuetki w niszach, co odsłoniło drzwi. Miałem do czynienia z mozaikami płyt, które przy właściwym ustawieniu odblokowywały przejścia. Najdziwniejszy był stół, który trzeba było obejść trzy razy zgodnie ze wskazówkami zegara. Całość była wprost najeżona pułapkami, ale wreszcie dotarłem do samego Jonasa. Zabrałem cztery statuetki. Musiałem szybko uciekać do wyjścia, żeby nie złapał mnie przepoczwarzony Hambleton.
Musiałem zniszczyć cztery rodziny zaprzedane złu: Arlington, Coldstone, Tyler i Hambleton. Na podstawach każdej ze statuetek była formuła zaklęcia, które trzeba wypowiedzieć, następnie położyć ją na odpowiednim znaku. Jego formę odnalazłem w domu u grabarza za obrazem; była to gwiazda pięcioramienna w okręgu. Z pierwszymi trzema nie było problemu. Żeby dostać się do domu Hambletona, musiałem oszukać czekających tam drabów. Spod sklepu wziąłem zgniłą rybę, przy jej pomocy złapałem kota. Zwierzątko pokazałem psu, który zaczął głośno szczekać, a sam okrężną drogą dobiegłem do domu.
Chwyciłem lampę naftową. Z szafki wydobyłem część busoli. Przyłożyłem ją do koła sterowego na ścianie i otworzyło się przejście. Na górze położyłem lampę na kominku, co otworzyło kolejne drzwi. W obserwatorium wziąłem książkę o stygmatach odcieni. Z biurka wyjąłem rączkę, przymocowałem do teleskopu i zakręciłem. Pokazały się trzy uchwyty. Pociągnąłem za jeden z nich. Z żyrandola spadła biała kula, którą włożyłem do obrazu z gwiazdami. Schodami dostałem się na strych. Po chwili pojawił się Hambleton, ale zniszczyłem go tak, jak poprzednich. Wybuchł pożar. Wybiegłem z domu, zanim doszczętnie strawił go ogień. Tyle pamiętam, bo chwilę później straciłem przytomność.
Zobacz także:
Zapowiedź
Solucja - Dzień 1
Solucja - Dzień 3
Tu możesz podzielić się swoją opinią na temat recenzji Solucja - Dzień 2.