"Ready to finish them all?"
Hektolitry budyniowej krwi oczekują na wolność w żyłach twoich przeciwników. Nie ważne jak ją wyswobodzisz, po prostu zrób to. Produkt recenzjowany jest już czwartą odsłoną znanej w świecie wirtualnym gry - Mortal Kombat. Oczekiwać możemy w niej wielu nowych, świeżych lub nieświeżych, zmian.
Pierwsza tyczy się grafiki, bowiem wszystko toczy się w trójwymiarze. Oczekiwałem jednak czegoś więcej, co urozmaici rozgrywkę. Mimo grafiki 3D, tekstury postaci (sporadycznie także areny) są niedopracowane i gdzieniegdzie irytują wyglądem.
W grze spodobała mi się duża różnorodność wyboru. Postaci jest, łącznie z ukrytymi, siedemnaście, a każda z nich ma jeszcze swoją osobistą broń (oprócz Gorgo). Do tego samego worka możemy rzucić i miejsca potyczek. Areny w niewielkim stopniu są dla naszych bohaterów interaktywne, co urozmaica samą walkę. Gracz zdolny jest rzucić w przeciwnika kamieniem lub czaszką oraz wykonać fatality z pomocą odstających z sufitu ostrzy.
Co się tyczy jakiejś tam, choćby filigranowej, fabuły - mniejwięcej bazuje na walce dobra ze złem. Cóż, czego oczekiwać od nawalanki typu MK? Mimo to, moją gorycz zalała słodycz końcowych filmików, które możemy oglądnąć dopiero wtedy, gdy każdy nasz wróg będzie leżał spalony, nadziany, pokiereszowany, rozczłonkowany lub jednym słowem - martwy.
O audycznej stronie gry można powiedzieć niewiele. Stoi na średnim poziomie zaawansowania i podczas walki po prostu znika nam z uwagi. Choć autorzy mogli się bardziej postarać przy dodawaniu samego dźwięku do gry.
Kończąc mój wywód pragnę podkreślić, że w MK4 grało mi się wybornie, mimo widocznych wad. Wielki fan serii musi, powtarzam - musi w nią zagrać. Ogólnie ujmując, gra jest dobra i ciekawie może zapchać czas zimowych, chłodnych wieczorów, gdy nie ma nic innego do roboty, jak tylko siedzieć w domu.